piątek, 1 listopada 2013

Co roku jest zupełnie inaczej.

Można się tak zastanawiać, właściwie bez końca. Rozmyślać nad tym i jeszcze nad czymś innym. Żałować albo się cieszyć. Ogólnie nie robić za wiele, a jednak non stop gdzieś się pałętać. Użalam się nad sobą i użalam. Ciężkie jest to nasze życie. Ja też mam dość siebie, ciebie i was wszystkich, bez wyjątku. Jednak jest coś, co mnie tutaj trzyma i nie mam zielonego pojęcia jaką to owo coś nosi nazwę, czym jest ani skąd sie wzięło. Dziś Wszystkich Świętych. Poszłam na cmentarz, bo tego wymaga tradycja, bo to czas kiedy należy odwiedzić swoich bliskich, zapalić znicz, pomodlić się. Jak już wspomniałam wcześniej, tradycja. Widziałam śmierć. Miałam wrażenie, że znam tą starszą panią, ale sama nie wiem. Reanimowano ją przez dłuższy czas, gdy wchodziłam przez bramę. Leżała w worku gdy już wychodziłam. To co powiem będzie banalne, głupie i powszechne, ale nie znamy dnia ani godziny. Pomyślałam o tym, że ta kobieta tak samo jak ja musiała rano wstać, ubrać się, wyjść z domu z myślą, że to już listopad. Była czyjąś matką, ktoś bardzo ją kochał. Zapakowała na rower znicze i piękne wiązanki ... nie dotarła do celu. Zabrakło kilku kroków, nie więcej. Śmierć jest wszędzie, owija się wokół nas ciasno, każe na siebie patrzeć. Tylko ona jedyna jest w życiu pewna.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz