poniedziałek, 11 listopada 2013

Ironiczny egoizm.

 Tak sobie łażę. Pałętam się to tu, to tam i nic. Czarna dziura. Szukam, ale sama nie wiem czego. Czegoś co ewidentnie nie ma prawa bytu, czegoś czego nie ma, co kompletnie nie istnieje, czegoś co jest wszędzie i bardzo blisko. Śmierć otacza nas ciasno i karze na siebie patrzeć. Ona jedyna jest w życiu pewna. Ale, po co to wszystko? Po jaką cholerę? Odpowiedz mi, proszę. Nadaj temu jako taki sens. Otwórz oczy i złap mnie za rękę. Razem pójdziemy tam gdzie wszystko jest proste.

sobota, 9 listopada 2013

Się działo!

Nie wiem czy to ta jesienna depresja, czy to po prostu i najzwyczajniej w świecie moja własna osoba, ale to co miałam nadzieję, że minęło znów powróciło. Dziwny ten stan, coś między rzeczywistością, a snem. Próbuję jakoś ogarnąć tą chorą sytuację, ale niestety nie jest to takie proste. Szłam przez ten pełen barw świat z uśmiechem na ustach, choć wenątrz nigdy nie mieszkało we mnie słońce. Starałam się jak mogłam, dla siebie i dla was, ludzi. Pierwsza porażka rzuciła mnie na kolana, podniosłam się jednak szybko i uparcie podążałam przed siebie. Druga porażka powaliła mnie na glebę, trochę ciężej było się podnieść, trochę trudniej się otrząsnąć, jednak i tym razem z podniesioną głową upierdliwie parłam na przód. Trzecia porażka przygwoździła mnie do podłoża tak bardzo, że nadal czuję w ustach jej gorzki smak. Rankiem po raz kolejny otworzę oczy, spojrzę w lustro i choć zobaczę wrak człowieka znów wyjdę z domu dumna jak paw. To moje przekleństwo. Nie poddam się, ale wszelkie zło jakie mnie spotka będę przeżywać po stokroć. Truć się jadem, aż w końcu sama wbiję sobie nóż w plecy. Cios zadany własną ręką, będzie ostatnim, bo nie podniosę się już więcej.

piątek, 1 listopada 2013

Co roku jest zupełnie inaczej.

Można się tak zastanawiać, właściwie bez końca. Rozmyślać nad tym i jeszcze nad czymś innym. Żałować albo się cieszyć. Ogólnie nie robić za wiele, a jednak non stop gdzieś się pałętać. Użalam się nad sobą i użalam. Ciężkie jest to nasze życie. Ja też mam dość siebie, ciebie i was wszystkich, bez wyjątku. Jednak jest coś, co mnie tutaj trzyma i nie mam zielonego pojęcia jaką to owo coś nosi nazwę, czym jest ani skąd sie wzięło. Dziś Wszystkich Świętych. Poszłam na cmentarz, bo tego wymaga tradycja, bo to czas kiedy należy odwiedzić swoich bliskich, zapalić znicz, pomodlić się. Jak już wspomniałam wcześniej, tradycja. Widziałam śmierć. Miałam wrażenie, że znam tą starszą panią, ale sama nie wiem. Reanimowano ją przez dłuższy czas, gdy wchodziłam przez bramę. Leżała w worku gdy już wychodziłam. To co powiem będzie banalne, głupie i powszechne, ale nie znamy dnia ani godziny. Pomyślałam o tym, że ta kobieta tak samo jak ja musiała rano wstać, ubrać się, wyjść z domu z myślą, że to już listopad. Była czyjąś matką, ktoś bardzo ją kochał. Zapakowała na rower znicze i piękne wiązanki ... nie dotarła do celu. Zabrakło kilku kroków, nie więcej. Śmierć jest wszędzie, owija się wokół nas ciasno, każe na siebie patrzeć. Tylko ona jedyna jest w życiu pewna.